Limuzyna może wszystko czyli LEXUS LS 600h
Recepta na udane wakacje z dreszczykiem emocji? Wyobraźcie sobie sytuację, że planujecie urlop z piaskiem w tle, i nie mam tu na myśli "all inclusive" w Egipcie.
Czeka Was niesamowita afrykańska przygoda. Rajd. Trasa obejmująca dystans 11 500km do pokonania w dwa tygodnie - bo urlopy w korpo dość krótkie dają. W jedną stronę 5500km przez Maroko, Saharę Zachodnią, Mauretanię, Algierię do Tunezji by promem wrócić do Europy i przyjechać do Polski.
Możecie sobie wylosować samochód. W szklanej kuli są specjalne terenówki, SUV'y i Jeep'y i tylko jedna limuzyna, którą to właśnie wy wylosowaliście.
Czy to koniec wymarzonego rajdu przez pustynię? NIE - to początek przygody dla tych, którzy potrafią pojechać wszystkim i wszędzie i to bez zbędnego marudzenia - mając jedynie pod ręką lodówkę z zimnym napojem, co na pustyni jest jakby trochę ważne. I super sprawną klimatyzację.
Czeka Was niesamowita afrykańska przygoda. Rajd. Trasa obejmująca dystans 11 500km do pokonania w dwa tygodnie - bo urlopy w korpo dość krótkie dają. W jedną stronę 5500km przez Maroko, Saharę Zachodnią, Mauretanię, Algierię do Tunezji by promem wrócić do Europy i przyjechać do Polski.
Możecie sobie wylosować samochód. W szklanej kuli są specjalne terenówki, SUV'y i Jeep'y i tylko jedna limuzyna, którą to właśnie wy wylosowaliście.
Czy to koniec wymarzonego rajdu przez pustynię? NIE - to początek przygody dla tych, którzy potrafią pojechać wszystkim i wszędzie i to bez zbędnego marudzenia - mając jedynie pod ręką lodówkę z zimnym napojem, co na pustyni jest jakby trochę ważne. I super sprawną klimatyzację.
Dla osób, które średnio się orientują czym w rzeczywistości jest LEX LS 600h przybliżę kilka szczegółów.
To duża Toyota, produkowana w Japonii od 1989 roku. Co ciekawe jest oficjalną limuzyną rodziny królewskiej z Monaco - używają tych nieco dłuższych z dopiskiem L (Landaulet) i bardziej zaawansowanych technologicznie stosownie do pełnionej funkcji (na wzór The One Cadillac - czyli Bestii za oceanem).
Testowany przeze mnie model to już III wersja LS z roku 2008, który miał jedynie mały lift w roku 2009 i nieprzerwanie był produkowany nieprzerwanie i w niezmienionej postaci aż do 2017 roku.
Taki stan rzeczy cieszy każdego posiadacza drogiego auta. Nawet po 10 latach masz cały czas aktualny model. Nie jak w konkurencyjnych brandach co rok kolejny lift, który nie dość, że wprowadza w depresję, że już nówki nie mamy i kreśli widmo zaciągania nowego leasingu, to również obniża wartość naszego maleństwa, o kolejne kilkanaście procent pomimo, że to nie ma jeszcze roczku i choćby ani jednej ryski na lakierze.
Wychowana na E60 i XJ rasowa "kierowniczka" limuzyn, czyli typowych damskich samochodów - tak, podobno takie istnieją i są w kolorze niebieskim z wielkością tego auta nie miałam żadnych problemów. Gorzej czułam się w Smarcie i C1 mając w zasięgu ręki, głowy i łokcia innych użytkowników drogi. I śmierć w oczach. Dosłownie.
Jest duży i ciężki bo waży prawie 2 tony. Poczucie luksusu i bezpieczeństwa jest wszechogarniające. Ba, przytłaczające wręcz. Dodatkowo wpływa na nie świadomość, że silnik napędza wszystkie koła.
Wsiadasz i już czujesz, że jest ultra wygodnie. Mając w świadomości 5 litrów pod maską i prawie 450KM wciskasz guzik start (no dobra nie jestem przyzwyczajona - taki system zmusiłby mnie do posiadania jednej torebki albo ciągłych poszukiwań kluczyka za 5 minut ósma - czyli odpada) i ...
I nic. Cisza absolutna. Myślisz, że komputer się zawiesił, przycisk nie działa. Auto nie odpala. W głowie już faktura za naprawę. Próbujesz jeszcze 2, 3 i 4 raz. To tylko "japończyk". Ładny ale może niekoniecznie skuteczny. Lexus pokazuje jednak jak wół na pulpicie "READY".
AHA - już wiem, to hybryda przecież i nie będzie muzyki dla uszu. W ramach rekompensaty za straty moralne, płynące z braku jedwabistych dźwięków wspaniałego widlastego silnika o ośmiu cylindrach od pierwszej za kierownicą wjedziemy do centrum każdej europejskiej stolicy za free.
Hybrydy ciszy czar nie trwa za długo. Gaz do dechy i ukryta pod maską V8 daje o sobie znać. Prawy pedał wciskany z odpowiednią siłą sprawia, że ta masywna konstrukcja potrafi się rozpędzić w 6 sekund do setki i zatrzymać licznik na 300km/h. Tylko, że to wyłącznie na niemieckich autostradach i z pomocą kogoś od jakichś tam zakładanych blokad czy coś.
Auto sunie po drodze z zadziwiającą ... jedwabistością. Jest niesamowicie lekkie w prowadzeniu. Poziom komfortu jest tak duży, że poczucie wyizolowania od warunków drogowych jest absolutne. Nie czujesz dziur w drogach i zapominasz o koleinach.
Bajka.
Maksymalnie wyciszone wnętrze sprawia, że jazda, nawet bardzo długa, nie męczy. Kiedy mamy tyle mocy pod nogą moglibyśmy poniżać innych użytkowników dróg pokazując im gdzie ich miejsce. Tylko, że nie chcemy. Bo po co? Jedziesz Lexusem LS600h i już nikomu nie musisz nic udowadniać.
I chyba najbardziej w autach z dużą mocą lubię właśnie to, że nic nie musimy, a możemy wszystko.
Czyli podsumowując: duże, komfortowe, szybkie, bezpieczne i z bajerami (wentylowane i podgrzewane fotele), dużo guzików do zabawy np. zawieszeniem, 4 strefowa klimatyzacja, lodówka na 5 puszek czegoś bez alkoholu co doda Ci skrzyydeł. Wszystko to mamy w ramach średnio 10l spalanych na każde 100km. Czyli tragedii nie ma.
Wizualnie? Jak na samochód z wizją z roku 2006 wciąż wygląda bardzo dobrze i nie trzeba do niego wsiadać z zamkniętymi oczyma. Owszem aktualna generacja powala i wyrywa z butów jednocześnie ale poprzednik w dalszym ciągu jest super.
Na zakończenie wyobraźcie sobie opis trasy w ramach afrykańskiej przygody naprawdę dotyczył LS 600h. Naprawdę jeździł on po pustyni i wrócił cało ze swoim właścicielem. Mi dane było spędzić w nim trochę czasu jedynie na polskich drogach.
Pokorny wóz z niepokornym właścicielem, przebyli ze sobą asfalt, bezdroża, pustynię, góry niskie i wysokie. Każdego dnia udowadniając mieszkańcom stolicy, że wszystkie ograniczenia rodzą się w głowie i nawet z LS'a można zrobić miłe miejskie autko.
T.P - dziękuję
To duża Toyota, produkowana w Japonii od 1989 roku. Co ciekawe jest oficjalną limuzyną rodziny królewskiej z Monaco - używają tych nieco dłuższych z dopiskiem L (Landaulet) i bardziej zaawansowanych technologicznie stosownie do pełnionej funkcji (na wzór The One Cadillac - czyli Bestii za oceanem).
Testowany przeze mnie model to już III wersja LS z roku 2008, który miał jedynie mały lift w roku 2009 i nieprzerwanie był produkowany nieprzerwanie i w niezmienionej postaci aż do 2017 roku.
Taki stan rzeczy cieszy każdego posiadacza drogiego auta. Nawet po 10 latach masz cały czas aktualny model. Nie jak w konkurencyjnych brandach co rok kolejny lift, który nie dość, że wprowadza w depresję, że już nówki nie mamy i kreśli widmo zaciągania nowego leasingu, to również obniża wartość naszego maleństwa, o kolejne kilkanaście procent pomimo, że to nie ma jeszcze roczku i choćby ani jednej ryski na lakierze.
Passo del Stelvio
Wychowana na E60 i XJ rasowa "kierowniczka" limuzyn, czyli typowych damskich samochodów - tak, podobno takie istnieją i są w kolorze niebieskim z wielkością tego auta nie miałam żadnych problemów. Gorzej czułam się w Smarcie i C1 mając w zasięgu ręki, głowy i łokcia innych użytkowników drogi. I śmierć w oczach. Dosłownie.
Jest duży i ciężki bo waży prawie 2 tony. Poczucie luksusu i bezpieczeństwa jest wszechogarniające. Ba, przytłaczające wręcz. Dodatkowo wpływa na nie świadomość, że silnik napędza wszystkie koła.
Wsiadasz i już czujesz, że jest ultra wygodnie. Mając w świadomości 5 litrów pod maską i prawie 450KM wciskasz guzik start (no dobra nie jestem przyzwyczajona - taki system zmusiłby mnie do posiadania jednej torebki albo ciągłych poszukiwań kluczyka za 5 minut ósma - czyli odpada) i ...
I nic. Cisza absolutna. Myślisz, że komputer się zawiesił, przycisk nie działa. Auto nie odpala. W głowie już faktura za naprawę. Próbujesz jeszcze 2, 3 i 4 raz. To tylko "japończyk". Ładny ale może niekoniecznie skuteczny. Lexus pokazuje jednak jak wół na pulpicie "READY".
AHA - już wiem, to hybryda przecież i nie będzie muzyki dla uszu. W ramach rekompensaty za straty moralne, płynące z braku jedwabistych dźwięków wspaniałego widlastego silnika o ośmiu cylindrach od pierwszej za kierownicą wjedziemy do centrum każdej europejskiej stolicy za free.
Hybrydy ciszy czar nie trwa za długo. Gaz do dechy i ukryta pod maską V8 daje o sobie znać. Prawy pedał wciskany z odpowiednią siłą sprawia, że ta masywna konstrukcja potrafi się rozpędzić w 6 sekund do setki i zatrzymać licznik na 300km/h. Tylko, że to wyłącznie na niemieckich autostradach i z pomocą kogoś od jakichś tam zakładanych blokad czy coś.
Auto sunie po drodze z zadziwiającą ... jedwabistością. Jest niesamowicie lekkie w prowadzeniu. Poziom komfortu jest tak duży, że poczucie wyizolowania od warunków drogowych jest absolutne. Nie czujesz dziur w drogach i zapominasz o koleinach.
Bajka.
Maksymalnie wyciszone wnętrze sprawia, że jazda, nawet bardzo długa, nie męczy. Kiedy mamy tyle mocy pod nogą moglibyśmy poniżać innych użytkowników dróg pokazując im gdzie ich miejsce. Tylko, że nie chcemy. Bo po co? Jedziesz Lexusem LS600h i już nikomu nie musisz nic udowadniać.
I chyba najbardziej w autach z dużą mocą lubię właśnie to, że nic nie musimy, a możemy wszystko.
Czyli podsumowując: duże, komfortowe, szybkie, bezpieczne i z bajerami (wentylowane i podgrzewane fotele), dużo guzików do zabawy np. zawieszeniem, 4 strefowa klimatyzacja, lodówka na 5 puszek czegoś bez alkoholu co doda Ci skrzyydeł. Wszystko to mamy w ramach średnio 10l spalanych na każde 100km. Czyli tragedii nie ma.
Wizualnie? Jak na samochód z wizją z roku 2006 wciąż wygląda bardzo dobrze i nie trzeba do niego wsiadać z zamkniętymi oczyma. Owszem aktualna generacja powala i wyrywa z butów jednocześnie ale poprzednik w dalszym ciągu jest super.
Na zakończenie wyobraźcie sobie opis trasy w ramach afrykańskiej przygody naprawdę dotyczył LS 600h. Naprawdę jeździł on po pustyni i wrócił cało ze swoim właścicielem. Mi dane było spędzić w nim trochę czasu jedynie na polskich drogach.
Pokorny wóz z niepokornym właścicielem, przebyli ze sobą asfalt, bezdroża, pustynię, góry niskie i wysokie. Każdego dnia udowadniając mieszkańcom stolicy, że wszystkie ograniczenia rodzą się w głowie i nawet z LS'a można zrobić miłe miejskie autko.
T.P - dziękuję
Jeśli zależy nam na limuzynie, to może warto byłoby ją wypożyczyć na dzień lub kilka? Z tego co wiem, to w Warszawie dużą popularnością cieszy się firma VIP Limuzyny - warto ich sprawdzić, może ktoś z was będzie zainteresowany tą ofertą.
OdpowiedzUsuńSuper wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisany artykuł. Jak dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i zapraszam ponownie :)
Usuń