HILTON, czyli gdzie spać w Warszawie!

Jak wiadomo, stolica oferuje nieskończoną ilość miejsc noclegowych. Można spać tanio i wygodnie, drogo i niewygodnie, a można również jak to się teraz mówi na luksus "DOLLARSOWO". 

,A skoro mowa o dollarsach i the "American Dream" nie sposób tu nie wspomnieć o czterogwiazdkowcu międzynarodowej sieci hotelowej HILTON mieszczącym się na Grzybowskiej 63. 

Kwintesencja amerykańskiej wyobraźni architektonicznej: wysoko, przestronnie i komfortowo. Otwarty z początkiem marca 2007 roku był synonimem luksusu, obiektem westchnień i pożądania tłumnie przybywających do Warszawy turystów. Nocleg w Hiltonie był jednoznaczny z  wysokim statusem społecznym, zamożnością i byciem "trendy" postkomunistycznego kapitalizmu. Obecne już wtedy na warszawskiej mapie "drapacze chmur" - Marriot (1989) oraz Intercontinental (2001), które nieco straciły już na świeżości, musiały zmierzyć się z nową konkurencją.

Z uwagi na lokalizację, grupą docelową Hiltona z pewnością była "światowa elita finansowo-biznesowa", która w tamtych czasach licznie przybywała do stolicy i w nowych  biurowcach na Woli zakładała kolejne spółki córki oraz polsko-europejskie oddziały swoich firm. Potężne centrum konferencyjne, jakie mieści w sobie ten hotel, jest idealne do organizowania spotkań i szkoleń z przyszłą i obecną kadrą pracowniczą.

hilton-last-floor


Jednak z czasem lokalizacja hotelu - dość daleko od Starówki, jak i powrót do "korzeni"                i ponowne umiłowanie hoteli w stylu butikowym odebrały nieco blasku amerykańskiemu flagowcowi. Bardziej trendy stały się: klimatyczny Bristol, hiper luksusowy Raffles Europejski,  świeżo wyremontowana Victoria z genialną lokalizacją, cudny Hotel Warszawa czy eklektyczny Nobu.

Jedyne polskie miasto, które nigdy nie śpi, jakim niewątpliwie jest Warszawa, lubi zaskakiwać i do tego bardzo pozytywnie. 

15 lat rozbudowy ulicy Grzybowskiej i przekształcenie jej w prawdziwe wolskie DOWN TOWN. Czyli połączenie kompleksu nowoczesnych wieżowców z najbardziej "hot" miejscówkami, jakimi stały się aktualnie BROWARY WARSZAWSKIE i FABRYKA NORBLINA, plasuje Hiltona pośrodku tętniącego życiem od świtu do zmierzchu i od zmierzchu do świtu trójkąta Wroniej, Łuckiej i Grzybowskiej.

Wola jak nigdy wcześniej w swojej XXI wiecznej historii przyciąga fanów dobrego jedzenia, zabawy i lansu, a Instagram zalewają sesje z #wolabynight #foodtown

BROWARY WARSZAWSKIE

Założone w 1845 roku przez Jana Dekerta były najnowocześniejszym zakładem tego typu w Polsce oraz liderem w produkcji piwa aż do II Wojny Światowej. Znacjonalizowane, sprywatyzowane i sprzedane w latach 90tych XX wieku zostały finalnie doprowadzone do upadku w 2004 roku. 



Dzięki Echo Investments i ponad 7-letniej rewitalizacji Browary odzyskały dawny blask, i stały się niesamowitym nowoczesnym miejskim konceptem z nutką tradycji - miejscem wypoczynku, zabawy, pracy oraz prestiżowym miejscem zamieszkania (kolejność dowolna).

Wizyta w Warszawie bez odwiedzenia Browarów aktualnie się nie liczy.


FABRYKA NORBLINA

Już od równo 2 lat - 65 tysięcy metrów kwadratowych z 204 letnią tradycją oferuje odwiedzającym przestrzeń handlowo-biurową, ekologiczny bazar, restauracje i foodcourty, muzeum oraz butikowe kino dla melomanów. 
Miejsce historyczne i podobnie jak Browary z ogromnym trudem i niebagatelnymi nakładami finansowymi zostały wydarte ze szpon zapomnienia, aby swoją obecną odsłoną i blaskiem przypominać młodemu pokoleniu o świetności przemysłu czasów Królestwa Polskiego. 

Potężne i nowoczesne fabryki, które przez lata kolejno: niszczone były przez konflikty zbrojne, następnie zarekwirowanie przez PRL, a po upadku komuny nieudolnie sprywatyzowane - ostatecznie stały się postrachem Woli, bez szansy na ocalenie.



Osobiście pamiętam, jak odwiedzałam pierwsze edycje BIO BAZARU w Fabryce właśnie i była to bardziej walka o przetrwanie niż kontemplacja ekologicznych produktów i nietuzinkowych smaków. Brak podłogi, wszędzie wystające deski, gwoździe i dziury w dachu. 

Fabryka Norblina przy Żelaznej 51/53 ano Domini 2023 to już inna bajka. Uhonorowana kilkunastoma nagrodami dla wyjątkowego projektu architektonicznego robi ogromne wrażenie. Interaktywna część muzealna, fantastyczne restauracje pozwalają na niebanalne spędzenie wolnego czasu.

HILTON 


Wracajmy jednak do meritum tej recenzji, czyli do hotelu Hilton. Na dzień dobry wita nas niesamowicie przestronny hall o imponującej wysokości. Znajdziemy w nim otwarty lobby bar PISTACCIO, stanowiska recepcji, nieco ukrytą za nimi boską kawiarenkę MAZOVIA PATISERIE z najlepszymi na świecie makaronikami oraz hotelową restaurację śniadaniową MEZA




Check-in przebiega standardowo jak w każdym hotelu, trochę formalności + blokada dwóch stawek na karcie na wypadek jakbyście chcieli "zajumać" ręcznik tudzież szlafroczek. 

Ku mojemu lekkiemu rozczarowaniu nie było możliwości wcześniejszego meldunku, który w tym hotelu jest możliwy od 15:00.

Pokoje. W ofercie jest kilka rodzajów od standardowej dwójki po apartament prezydencki. Ceny za noc od 500zł do 5000zł w zależności od sezonu i wybranego typu pokoju. Bez względu, na jaki poziom komfortu się zdecydujecie, będziecie się mogli cieszyć wygodnym łóżkiem, dużą łazienką z wanną i prysznicem oraz cudownym widokiem na Warszawę.

WELLNESS & SPA

Goście hotelowi bez ograniczeń mogą korzystać z centrum odnowy biologicznej, siłowni oraz basenu z saunami NOBLE PLACE. Całość bardzo czysta, przestronna i funkcjonalna. W kompleksie znajdziemy duży basen - części z Was z pewnością znany z wielu polskich produkcji filmowych oraz seriali. Dwa całkiem duże jacuzzi oraz sauny: sucha i parowa. Wszystko na jednym poziomie bez niepotrzebnego przemieszczania się. Dodatkowym atutem są przemiłe osoby z obsługi kompleksu.



Jedynym minusem tego miejsca jest to, że Noble obsługuje również osoby z zewnątrz i możecie trafić tak jak ja na jegomości w wieku poborowym obwieszonych po kolana złotem, którzy o trudach wojennych w swoim kraju opowiadają sobie na cały regulator w saunie (!) Proszeni wielokrotnie o uszanowanie miejsca, w jakim się znajdują, bez jakiegokolwiek zastanowienia odpowiadają, że jak Ci się nie podoba "to masz wypierdalać. (!)

Ot takie tam międzykulturowe nieporozumienia.

ŚNIADANKO

Jak wiadomo nic tak nie definiuje dobrego dnia jak porządne śniadanie. W Meze na dzień dobry wita Was jak wszędzie w tym hotelu przemiła obsługa i butelki trunku musującego. 

Z tym szampanem czy Prosecco do śniadania jest tak, że każdy by chętnie sięgnął, ale się wstydzi. Ja ogólnie nie mam tego problemu, bo uwielbiam bąbelki do śniadania i aromatycznego espresso. Każdorazowo ostentacyjnie wmaszerowując z wysokim kieliszkiem na salę, widzę te pełne pogardy spojrzenia. Po czym nagle - niezauważenie, jeden po drugim zbulwersowany moim porannym spożywaniem alko, znika na chwilę, pojawiając się o to ze swoją małą, musującą porcją radości. 

Po półgodzinie na próżno szukać szansy na dolewkę. 



Na pocieszenie przychodzą specjały śniadaniowe hotelowej kuchni. Dla każdego znajdzie się coś co lubi. Szeroki wybór serów, wędlin, ryb i warzyw. Przekąski na ciepło, pieczywo wszelakiej postaci oraz kącik z daniami na zamówienie serwowanymi bezpośrednio do stolika. Wszystko bardzo dobrej jakości bez ograniczeń ilościowych. 

Ciekawostką jest również stolik z ekspresem do kawy oraz przekąskami "to go", takie kulturalne rozwiązanie dla osób, które lubią mieć coś do zjedzenia lub wypicia na potem i nie muszą wynosić tego pod swetrem.

PODSUMOWANIE

Jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście się, czy warto spędzić noc lub kilka w Hiltonie to bez wahania mogę Was zapewnić, że nie będziecie zawiedzeni. Spotkamy się tutaj z kumulacją dobra: lokalizacji, atrakcji, świetnej obsługi i komfortowych wnętrz. 

Polecam!

RESTAURANT WEEK in POLAND!





Another edition of Restaurant Week Poland has just come to the end. 39 days of culinary debauchery that could be experienced only in #resturantclubpolska restaurants. 

Was food sounded good (well)?

Read below.

RESTAURANT WEEK POLISH EDITION

Restaurant Week in Poland is a culinary event that takes place twice a year, in spring and autumn. During this event, some of the best restaurants in Poland offer a special menu at a discounted price. The goal of Restaurant Week is to promote Polish cuisine and culture, encourage people to try new restaurants, and support the local food industry.

Participating restaurants usually create a special three-course menu for Restaurant Week, consisting of an appetizer, a main course, and a dessert. The menu is designed to showcase the best of Polish cuisine, using fresh and seasonal ingredients. The price for the set menu is fixed and affordable, making it accessible to a wide range of customers.

Restaurant Week has become increasingly popular in Poland in recent years, with more and more restaurants participating in the event. Some of the most well-known restaurants in Poland take part, including those awarded with Michelin stars. However, it is also an opportunity for smaller and less-known restaurants to showcase their culinary skills and attract new customers.

The event is not only popular among locals, but also attracts tourists from all over the world who come to experience Polish cuisine. The special menu created for Restaurant Week allows visitors to sample a variety of traditional Polish dishes, such as: pierogi, bigos, and żurek, as well as modern twists on classic recipes.


BOSKO RESTAURANT IN BIELSKO-BIAŁA

I had an amazing pleasure to try festival menu in Bosco, a popular restaurant located in Bielsko-Biała, a city in southern Poland. 

This restaurant is known for its authentic Italian cuisine, cosy atmosphere, and excellent service. The restaurant's menu features a variety of traditional Italian dishes, such as pizzas, pastas, and risottos, as well as meat and seafood dishes. All the ingredients used in the dishes are fresh and of the highest quality, and the chefs at Bosco are known for their attention to detail and passion for Italian cuisine. One of the most popular dishes at Bosco is the wood-fired pizza, which is made using a traditional recipe and cooked in a wood-burning oven. The pizza is crispy, flavourful, and topped with a variety of fresh ingredients, such as mozzarella cheese, tomatoes, and basil. 


In addition to the delicious food, Bosco is also known for its warm and welcoming atmosphere. The restaurant is decorated in a rustic Italian style, with wooden tables and chairs, brick walls, and soft lighting. The staff is friendly and attentive, and they make sure that every guest feels welcome and comfortable.Bosco is a great place to dine with family and friends, and it is also a popular spot for romantic dinners and special occasions. The restaurant has a wine list featuring a variety of Italian wines, as well as other international selections, and the desserts are also not to be missed, with options like tiramisu and panna cotta.

Overall, Restauracja Bosco is a must-visit for anyone in Bielsko-Biała who is looking for authentic Italian cuisine in a cosy and welcoming atmosphere.

The next Restaurant Week in Poland is scheduled for the autumn of 2023, and will be held in various cities across the country, including Warsaw, Kraków, and Gdańsk. It is a great opportunity to discover new restaurants, taste delicious food, and experience Polish culture.

Alfa Romeo STELVIO a queen of a tow truck?


Cars could be divided into: nice, ugly, practical, capacious, economical and completely unnecessary like electric ones.

POLISH VERSION

Alfa Romeo Stelvio, on the other hand, is the kind of vehicle that grabs your heart at first sight and sticks in your consciousness so deeply, that you won't rest until you hold the key to your own "queen of a tow truck".


STELVIO

It is the name of the town and the highest passable Passo Della Stelvio in the Italian Eastern Alps. Due to the numerous switchbacks, elevation gains of up to 1880 m and an average slope of 7%, this 20-kilometer section of the SS-38 road is very often used to test the capabilities of all kinds of vehicles to the extreme.

By naming its first ever SUV STELVIO, Alfa wanted to emphasize two undeniable features of this car, i.e. its BEAUTY AND CHARACTER. The Italians started making the first attempts at production in 2010, but finally Stelvio had its premiere at the Auto Show in Los Angeles in 2016. The location was not accidental, because this model was created with the thought of conquering the American market.

Undoubtedly, the appearance of Stelvio on the automotive market stirred uptrends and set a new, better direction for the already present models: Audi Q5, BMW X3 or Mercedes-Benz GLC.

However, the charming Italian is not only a nicely bent sheet metal in the ALFA RED colour, it is also a devilish power. The QUADRIFOGLIO version under the hood has a castrated Ferrari 154 engine, a modest V6 - 2.9l with a power of 510 HP. 3.8 seconds to hundreds, top speed 283 km / h. In addition, lightweight construction, bi-turbo, variable valve timing and direct fuel injection. All elements of this puzzle made the Stelvio the fastest mass-produced SUV on the market, outclassing the then leader, i.e. the ugly thing that saved the existence of the PORSCHE brand - the CAYENNE model in the TURBO S version.



Stelvio is not only a cloverleaf version, there are also cheaper options to choose from: super, executive and business, as well as three drive units to choose from: 2.0 MultiAir Turbo 230 or 280 hp or MultiJet 2.2 with a modest 210 hp.

INTERIOR

Due to the fact that the tested model comes from the times when the competition for stuffing as many tablets and touchpads as possible into a square centimetre of the cockpit was not yet in force - it is quiet, minimalistic and functional. Ultra-comfortable seats that make you jump out of the car like a deer, even after a long journey. The space in the back is equally comfortable, and the boot can fit up to 525 litres of prosecco.


Over the years, the copy presented in the photos has undergone a number of modifications that clearly prove that even something that is perfect can be improved.

LET'S GO!

Numerous tests on the German highway have shown that this is not such a baby, you can easily go up to 250 km/h with the feeling that in the case of the flashing sales representative lights in Fabia, we still have enough steam to lose this annoying view from the rearview mirror.

An additional flavour to the ride is added by the D.N.A. system hidden in the magic knob. By turning it up or down, we are able to adjust the car to our driving style depending on current preferences or road conditions. A DYNAMIC mode will take extra zlotys out of your pocket for excessively used fuel, ALL WEATHER will bring you safely home in the biggest snowstorm through icy surfaces.

The tested version, in addition to a number of gearbox and engine modifications to improve performance, for which many thanks to WORKS by Grzegorz Wiekiera. In addition, it is equipped with the "R like, rather, do not turn on" mode, and in fact RACE, which deprives this car of any muzzles. An option for forty-year-olds without brakes who don't mind spending money on new tires, pads and washing the upholstery on the passenger side.

Regardless of the selected auto mode, it drives with incredible lightness. It is not characterized by excessive understeer or oversteer. It perfectly enters the corners, even those straight from Stelvio, forgiving a lot to the inefficient driver. Regardless of whether we are rushing in a traffic jam or rubbing the nose with a sales representative in Fabia, driving pleasure is at a very high level.


COMMUNITY

Due to the fact that Alfa Romeo has not been able to boast of stunning sales results for many years, even good quality products, and perhaps not without significance is the fact that a visit to a randomly selected Polish dealer, and then the Italian manufacturer's ASO has something of a masochism .

Maybe that's why the group of owners of more expensive Fiats is very modest in Poland, but of what quality. All, or almost all Alfists exude an incredibly nice disposition. They greet each other on the road, accosted in the car park willingly and extensively share their impressions of driving the Alfa and their knowledge of current towing rates.

And if the topic of tow trucks has already been mentioned, it's from the latest ranking of the British "What Car?" it is clear that the Stelvio is in the top five least reliable cars in the large SUV category, leaving far behind the Audi Q5, Volvo XC60, BMW X3 or Land Rover Discovery otherwise known as a “disaster”.

That is why this joke with a beard has not been funny for a long time, but only wonders how much tow trucks actually cost, because he has never used them. In this thread, you can always turn to the owners of the German DAS AUTO in diesel, who are much more familiar with the subject than the owners of 147, 156 and 159 all together.



ANY DEFECTS?

Not to be too sweet, because this is not a sponsored article, but there are some disadvantages. The first of them and driving me personally crazy are the turn signals - who programmed it and what they mean, probably even the oldest resident of Piedimonte San Germano has no idea.

Two is a fuel usage.

Such a defect is not a defect, but unfortunately, in order for the Stelvio to drive at a noticeable level of "serotonin secretion", we have to take into account the loss of about 15 litres (overpaid petrol from Orlen) for every 100 kilometres. It is known that with such a large car it's hard to blame it, but for comparison, my previous SUV - BMW X6 with similar power and driving mode, did not take more than the equivalent of 10 litres from the wallet.

However, the new Highway Code works so effectively that you can safely eat up to a level of less than 8.5 litres. Option for bores and those who already have unpaid 20 penalty points.

SO NO RISK NO FUN



BUY STELVIO FOR YOURSELF


If you were wondering for a moment if it's worth it, it's worth it. Appearance, comfort, and quality in relation to the paid price - everything is alright here.

Currently, there is a facelift version, thanks to which the choice has increased, and the prices have fallen slightly.

Po ile lawety czyli ALFA ROMEO STELVIO!

Samochody dzielą się na ładne, brzydkie, praktyczne, pojemne, ekonomiczne i takie kompletnie nikomu niepotrzebne, czyli elektryczne.

ENGLISH VERSION

Alfa Romeo Stelvio natomiast to rodzaj pojazdu, który od pierwszego wejrzenia, chwyta za serce tak mocno i tkwi w świadomości tak głęboko, że nie spoczniesz, dopóki nie będziesz trzymać w ręku kluczyka do własnej "królowej lawet".

 


Stelvio 

To nazwa miasteczka i najwyższej przejezdnej przełęczy Passo Della Stelvio we włoskich Alpach Wschodnich. Z uwagi na liczne serpentyny, przewyższenia sięgające nawet 1880 m oraz średnie nachylenie na poziomie 7%, ten 20-kilometrowy odcinek drogi SS-38 bardzo często jest wykorzystywany do ekstremalnego testowania możliwości pojazdów wszelkiej maści. 

Alfa nazywając swojego pierwszego w historii SUV'a STELVIO chciała zaznaczyć dwie niezaprzeczalne cechy tego samochodu, czyli  jego PIĘKNO I CHARAKTERNOŚĆ. Pierwsze przymiarki do produkcji Włosi zaczęli robić już 2010 roku, ale ostatecznie Stelvio swoją premierę miała na targach motoryzacyjnych Auto Show w Los Angeles w 2016 roku. Lokalizacja nie była przypadkowa, gdyż model ten powstał właśnie z myślą o podbiciu rynku amerykańskiego. 



Niewątpliwie pojawienie się Stelvio na rynku motoryzacyjnym mocno namieszało w trendach i wyznaczyło nowy, lepszy kierunek dla już dawno tam obecnych modeli: Audi Q5, BMW X3 czy Mercedes-Benz GLC. 

Jednak urokliwa Włoszka to nie tylko ładnie wygięta blacha w kolorze ALFA RED, to również diabelska moc. Wersja QUADRIFOGLIO pod maską ma wykastrowany silnik z Ferrari 154, skromne V6 - 2,9l o mocy 510 KM. 3,8 sekundy do setki, prędkość maksymalna 283 km/h. Do tego lekka konstrukcja, bi-turbo, zmienne fazy rozrządu i bezpośredni wtrysk paliwa. Wszystkie elementy tej układanki sprawiły, że Stelvio stało się najszybszym seryjnie produkowanym SUV'em na rynku deklasując ówczesnego lidera, czyli paskudę, która uratowała istnienie marki PORSCHE - model CAYENNE w wersji TURBO S. 

Stelvio to nie tylko wersja z koniczynką, do wyboru są też tańsze opcje wyposażenia: super, executive i business oraz trzy jednostki napędowe do wyboru 2.0 MultiAir Turbo 230 lub 280 KM albo MultiJet 2,2 o skromnej mocy 210 KM. 




WNĘTRZE

Z racji tego, że testowany model pochodzi jeszcze z czasów, w których konkurs na upchnięcie jak największej ilości tabletów i touchpadów na centymetr kwadratowy kokpitu jeszcze nie obowiązywał - jest cicho, minimalistycznie i funkcjonalnie. Ultra wygodne fotele, które nawet po wielogodzinnej podróży sprawiają, że wyskakujesz z auta jak sarenka. Przestrzeń z tyłu jest równie komfortowa, a w bagażniku zmieścimy aż 525 litrów prosecco.

Na przestrzeni lat prezentowany na zdjęciach egzemplarz przeszedł szereg modyfikacji, które jednoznacznie udowadniają, że poprawić można nawet coś, co jest doskonałe.



NO TO JAZDA!

Liczne testy na niemieckiej autostradzie wykazały, że to nie takie maleństwo można rozbujać bez trudu do 250 km/h mając poczucie, że w przypadku migającego światłami PH w Fabii, mamy jeszcze na tyle pary, aby stracić ten irytujący widok z tylnego lusterka.

Dodatkowego smaczku jeździe dodaje ukryty w magicznym pokrętełku system D.N.A. Przekręcając go w górę lub w dół jesteśmy w stanie dopasować samochód do naszego stylu jazdy uzależnionych od aktualnych preferencji, lub warunków drogowych. Tryb DYNAMIC wyszarpie nam dodatkowe złotówki z kieszeni za nadmiernie zużyte paliwo, ALL WEATHER dowiezie bezpiecznie do domu w największą śnieżycę przez oblodzone nawierzchnie.




Testowana wersja oprócz zaliczenia szeregu modyfikacji skrzyni i silnika poprawiających osiągi, (za co wielkie dzięki  WORKS by Grzegorz Wiekiera) dodatkowo jest wyposażona w tryb "R jak raczej, nie włączaj", a tak naprawdę RACE, który pozbawia to auto jakichkolwiek kagańców. 

Taka opcja dla czterdziestolatków w kryzysie i bez hamulców, którym nie szkoda "hajsów" na nowe ogumienie, klocki i pranie tapicerki po stronie pasażera.

Bez względu na wybrany tryb auto to prowadzi się z niebywałą lekkością. Nie cechuje go ani nadmierna podsterowności, ani nadsterowność. Idealnie wchodzi w zakręty nawet takie rodem ze Stelvio, wybaczając wiele niesprawnemu kierowcy. Bez względu na to, czy pędzimy w korku, czy ucieramy nosa przedstawicielowi handlowemu w Fabii, przyjemność z jazdy jest na bardzo wysokim poziomie.




SPOŁECZNOŚĆ

Niestety Alfa Romeo od lat wielu nie może pochwalić się oszałamiającymi wynikami sprzedaży swoich nawet dobrej jakości wytworów na czterech kołach. Może przyczynia się do tego fakt, że wizyta u losowo wybranego dealera, a potem ASO włoskiego producenta ma w sobie coś z masochizmu.

Może dlatego grono posiadaczy droższych Fiatów jest w Polsce bardzo skromne, ale za to jakiej są jakości. Wszyscy, no prawie wszyscy Alfiści emanują niesłychanie miłym usposobieniem. Pozdrawiają się wzajemnie na drodze, zaczepieni na parkingu chętnie i obszernie dzielą się swoimi wrażeniami z posiadania Alfy oraz oczywiście wiedzą na temat aktualnie panujących stawek za holowanie.




A jeżeli temat lawet został już przywołany to z najnowszego rankingu brytyjskiego "What Car?” jasno wynika, że Stelvio jest w pierwszej piątce najmniej zawodnych samochodów w kategorii duży SUV, pozostawiając daleko w tyle Audi Q5, Volvo XC60, BMW X3 czy Land Rovera Discovery nazywanego inaczej "dizaster".

Dlatego też ten dowcip z brodą już dawno żadnego Alfaholika nie śmieszy, a jedynie zastanawia, po ile faktycznie są lawety, bo nigdy z nich nie korzystał. 

Notorycznie psujące się 147, 156 i 159 to już przeszłość. Producent odrobił lekcje i nowe modele takie jak: Stelvio, Tonale, Gulia i Gulietta są nie tylko ładne, ale i dużo bardziej niezawodne niż ich młodsze i dość problematyczne rodzeństwo.


WADY?

Żeby nie było za cukierkowo, bo to jednak nie jest artykuł sponsorowany, pewne wady jednak są. Pierwszą z nich i doprowadzającą mnie osobiście do szału to kierunkowskazy - kto to programował i co miał na myśli to chyba nawet najstarszy mieszkaniec Piedimonte San Germano nie ma pojęcia. Dramat!

Dwa to spalanie. 

Taka wada nie wada, ale niestety, aby jazda Stelvio była na odczuwalnym poziomie “wydzielania serotoniny” musimy się liczyć ze stratą ok. 15 litrów (przepłaconej etyliny od obajtka) na każde 100 kilometrów. Wiadomo, że przy tak dużym aucie ciężko mieć to za złe, ale dla porównania mój poprzedni SUV - BMW X6  - dużo cięższy, o podobnej mocy i stylu jazdy, nie brał z portfela więcej niż równowartość 10 litrów.

Na szczęście żyjemy w Polsce, z nowym taryfikatorem w tle i wszyscy suniemy grzecznie max. 120 kilometrów na godzinę i to tylko na wybranych odcinkach. 

W takich warunkach paliwożerna Włoszka zadowoli się niecałymi 9 litrami. 



KUP SOBIE STELVIO


Jeżeli się zastanawiałeś bądź zastanawiałaś choć przez chwilę czy warto? Tak, warto i to bardzo. 

Wygląd, komfort oraz jakość w stosunku do zapłaconej ceny - tutaj wszystko się zgadza.

Aktualnie jest już wersja poliftowa, dzięki czemu zwiększył się wybór i spadły ceny modeli poprzednich.

KARISMA czyli biostymulator tkankowy!



Ktokolwiek mnie zna bądź towarzyszy mi tutaj na blogu lub w mediach społecznościowych doskonale wie, jaki jest mój stosunek do zabiegów medycyny estetycznej. 

Nie kręci mnie botox, modelowanie ust, makijaż permanentny ani inne formy inwazyjnego poprawiania urody. Nie podobają mi się również wytwory końcowe tych zabiegów, czyli panie, które wyglądają jak zdjęte z taśmy produkcyjnej klonów stworków - potworków, które od ilości wypełniaczy nie mogą się ani zdziwić, ani uśmiechnąć.  

KARISMA

Oczywiste jest, że nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. Czym innym jest nieumiarkowanie w stosowaniu tych wszystkich inwazyjnych zabiegów upiększających, a czym innym dbanie o zdrowy wygląd skóry twarzy i ciała. Właściwa pielęgnacja oraz umiejętnie dobrane preparaty potrafią czynić cuda i sprawić, że wyglądamy naprawdę dobrze i to bez przerysowanego efektu.

Idąc tym tropem, natrafiłam na biostymulator na bazie Rh kolagenu, który jest identyczny z ludzkim. To naturalny sposób na regenerację, poprawę napięcia i rewitalizację skóry twarzy, szyi czy rąk.

Producent deklaruje, że wystarczą tylko dwa zabiegi, aby uzyskać wszystkie deklarowane przez ulotkę efekty, jakimi są m.in.: delikatny lifting, poprawa konturu twarzy, redukcja zmarszczek, oraz zniwelowanie blizn i rozstępów.



JAK DZIAŁA BIOSTYMULATOR?


Bazuje on na stymulacji organizmu do regeneracji oraz tworzenia włókien kolagenu i elastyny, które odpowiadają za jakość skóry oraz jej elastyczność. KARISMA jako pierwszy biostymulator na polskim rynku, oparty jest o rekombinowany kolagen ludzki, uzyskiwany z hodowli jedwabników. Podając go bezpośrednio do skóry, ma poprawiać stan macierzy zewnątrzkomórkowej – ECM. 

Rh kolagen jest w stu procentach bezpieczny, dobrze tolerowany i nie powoduje reakcji alergicznych. Preparat pozbawiony jest chemicznych środków sieciujących, które powszechnie występują w większości preparatów wypełniających.

Tyle o preparacie mówi producent, a jak to wygląda w praktyce?


KONSULTACJA


Głównym powodem mojego zainteresowania zabiegami natury estetycznej był odwieczny problem ze skórą na szyi. Przesuszona, wiotka i marszcząca się pod każdym kontem zaczęła mi przeszkadzać jak odrost, który nie wiadomo skąd, pojawia się nagle i straszy Cię w lustrze i staje się obsesją do czasu, aż nie umówisz się do fryzjera na najbliższy termin.

Podobnie było w tym przypadku, więc postanowiłam coś z tym zrobić. Nie tracąc czasu na "doktoryzowanie się w necie" umówiłam się u źródła, czyli  w moim ukochanym Yennefer  Medical SPA na konsultację z Panią doktor - Sylwią Knast - specjalistą medycyny estetycznej z wieloletnim doświadczeniem.



Szczerze mówiąc, moje nastawienie było takie, że pójdę, posłucham o tych wszystkich cudownych niciach, wypełniaczach i wolumetriach w cenach rocznego "pićset plus” za jedną serię, podziękuję uprzejmie za wszystkie informacje i wyjdę. Po drodze wmówię sobie, że jednak nie jest ze mną tak źle i w ogóle trzeba umieć się starzeć z godnością i nie ulegać durnym trendom zatrzymywania młodości na siłę, kosztem odmawiania sobie jedzenia, co w konsekwencji spowoduje niepotrzebne schudnięcie i jeszcze większy obwis skóry. 

Istna kwadratura koła.

Jakie było moje zdziwienie, że zamiast usłyszeć, że bez wstrzyknięcia sobie dwóch średnich krajowych na dzień dobry nie mam się co pokazywać ludziom na ulicy, Pani doktor krótko i treściwie zdiagnozowała mój problem, dając proste i finansowo racjonalne rozwiązanie. 

Tym sposobem właśnie dowiedziałam się o istnieniu biostymulatorów w tym preparatu o nazwie Karisma, który już po pierwszym podaniu ma sprawić, że oddech dwudziestolatek na plecach nie będzie mi straszny. Nie myśląc za wiele, dałam się namówić na iniekcje, których tak bardzo nie lubię i wyśmiewam na każdym kroku.

Szach mat.

ZABIEG


Z racji tego, że preparat jest soft fillerem metoda jego podawania jest podskórna. Może być wykonywana techniką mezoterapii lub liniowo wsteczną. W moim przypadku Pani doktor doradziła mi mezoterapię. Zabieg jest dość krótki i odbywa się po miejscowym znieczuleniu skóry specjalnym kremem. 

Nie należy on do wyjątkowo bolesnych. Bezpośrednio po iniekcji skóra jest dość zaczerwieniona, mogą pojawiać się również nieliczne zasinienia jak w moim przypadku, które po kilku dniach znikają. Występuje również dość duża bolesność skóry na drugi dzień, ale również szybko ustępuje.

Jednym słowem nie ma powodu obaw

EFEKT


Biorąc pod uwagę, że od zabiegu minęło zaledwie kilka dni, szczerze muszę przyznać, że jestem mile zaskoczona. Wyraźnie zauważalne jest lepsze napięcie skóry w najbardziej zwiotczałych obszarach oraz poprawienie jej struktury. 

Zaleca się, aby zabieg powtórzyć po upływie miesiąca, ale jeżeli nie będzie takiej konieczności to re-aplikacja nie będzie potrzebna.

Mój hurra optymizm jest raczej wstrzemięźliwy, więc z uwagą będę się przyglądać postępującym zmianom lub ich braku. 

Czy było warto wydać 1500zł dam znać w kolejnym artykule.


UWAGA!
Niniejszy artykuł nie jest reklamą, nie był sponsorowany ani rozliczany barterowo. Powstał bez wiedzy producenta preparatu oraz gabinetu wykonującego zabieg. Nie jest również autoryzowany.

Publikacja ta wyraża wyłącznie moje osobiste doświadczenia oraz prywatne opinie. 


GOODIEBOX czyli szczęście ukryte w pudełku!



Idea subskrypcyjnych boxów niespodzianek z kosmetykami jest obecna na rynku już od bardzo dawna. Osobiście podchodziłam do niej dość sceptycznie z uwagi na wiele czynników. Jeden z nich był przeważający - po jaką cholerę zamawiać coś, czego się nawet nie potrzebuje. 

Po latach pokornie stwierdzam, że zbyt szybko i pochopnie przekreśliłam ten concept.

Miesięcznie na rynku kosmetycznym ma miejsce kilkaset premier produktowych. Większość z tych nowości pojawia się w opłacanych przez producenta reklamach, gdzie pod niebiosa wychwalają je wszelkiej maści celebrytki. Prawdziwe influencersko - blogerskie "polecajki" również już dawno się skończyły. 

W postach, rolkach i relacjach we wszelkiej maści social mediach większość kosmetycznych rekomendacji jakie możemy znaleźć to oznaczone i nieoznaczone reklamy, bartery i product placementy, którym ciężko w jakikolwiek sposób zaufać czy  zawierzyć. 

Jednak nie da się kupić i wypróbować wszystkiego na sobie. Taka metoda prób i błędów jest po pierwsze szalenie nieekonomiczna finansowo i czasowo, a dwa nie sprzyja duchowi zero waste. Bo co zrobić z kremem, podkładem czy pomadką, które nam nie spasowały? Wyrzucić, dać komuś czy gromadzić do wyczerpania miejsca na półce w łazience?  

No kłopot.

Dlatego dla osób, które lubią kosmetyczne nowinki, ale niekoniecznie chcą wydawać na nie fortuny, boxy są rozwiązaniem wprost idealnym.


Zasada jest banalnie prosta. Szukamy firmy oferującej kosmetyczną subskrypcję, rejestrujemy konto, podpinamy kartę i gotowe. Co miesiąc aż do momentu rezygnacji będziemy otrzymywać pudełko z różnego rodzaju kosmetykami do twarzy, ciała i włosów, aby móc je rzetelnie przetestować w domowym zaciszu.

Jaką firmę wybrać? Jak zwykle wybór jest ogromny, dlatego najlepszym sposobem jest przyjrzenie się zawartości poprzednich edycji pudełek. Na tej podstawie z pewnością dobierzemy firmę, która oferuje produkty najbliższe naszym oczekiwaniom. 

Ja postanowiłam iść nieco pod prąd i skorzystać z oferty najbardziej rozreklamowanej w social mediach firmy, czyli GOODIEBOX.

GOODIEBOX

To wywodząca się z Kopenhagi firma kosmetyczna, która w roku 2012 wyspecjalizowała się w pudełkach kosmetycznych. Początkowo działała tylko na terenie Danii, jednak zainteresowanie oferowanymi przez nią boxami szybko przekroczyło granice ojczyzny klocków Lego. Już kilka lat później firma mogła pochwalić się ponad 80 tys. subskrybentkami z Niemiec, Norwegii, Belgii, Holandii i Szwecji. Jednak apetyt firmy się nie zmniejszał.

CEL? Sto pięćdziesiąt tysięcy aktywnych subskrybentów.

W roku 2019 utworzony przez Goodiebox beauty-tech startup zebrał w finansowaniu społecznościowym (crowdfunding) ponad 9 mln euro. Kapitał został przeznaczony na rozbudowanie oferty oraz na podbój nowych rynków zbytu w tym m.in. Polski. To właśnie dzięki tym środkom od początku tego roku możemy obserwować intensywną i mistrzowsko przeprowadzaną kampanię marki. 

Goodiebox zawładnęła polskimi mediami społecznościowymi, deklasując rodzime firmy takie jak: PUREBOX, SHIBUSHI, BEGLOSSY czy ILOVEBOX.

POKAŻ KOTKU, CO MASZ W ŚRODKU?

Jaka jest autentyczna zawartość boxa - ta materialna i nam osobiście odpowiadająca, można przekonać się, zamawiając pudełko startowe. Dzięki kodom polecającym koszt wraz z wysyłką do Polski to tylko 45zł. Chcesz spróbować? Kliknij ten LINK i odbierz 50% rabatu na swoje pierwsze pudełko.

Ja wczoraj otrzymałam już swoje czwarte pudełko. Każde z nich ma różniącą się od siebie zawartość. Są to głównie kosmetyki do pielęgnacji i oczyszczania twarzy i włosów takich niszowych marek jak m.in: ECOOKING, IVY AIA, McoBeauty, Elemis. Każda z nich jest w Polsce albo całkowicie nieznana, albo dostępna wyłącznie w małych drogeriach internetowych. 

Znajdziemy w nich również akcesoria do masażu twarzy i głowy.

Pojemności są zróżnicowane. Część produktów ma pełnowymiarowy rozmiar, część jest w wersji podróżnej. Z całą pewność wartość całego boxa znacząco przekracza jego cenę, czyli 89,99zł.

Ponadto całość zapakowana jest w szufladkowy kartonik, który można wykorzystać do przechowywania różnych drobiazgów, jak również połączyć ze sobą tworząc mini komódkę.  

Całość jest bardzo estetyczna i każdorazowo przekracza zapłaconą wartość.

Jednym słowem POLECAM wszystkim wielbicielkom kosmetyków marek niszowych, lubiących testować ciągle czegoś nowego.

PS.

Niniejszy wpis (jak każdy na tym blogu) nie jest materiałem reklamowym ani w żaden sposób sponsorowany przez firmy tutaj wymienione.

BMW THE7 czyli premiera z Beksińskim w tle!

bmw the7

Prezentacje nowych modeli samochodów mają w sobie coś magicznego. Co prawda, w dobie wszechwiedzącego internetu ciężko mówić o większym zaskoczeniu, jednak poznanie czegoś w postaci organoleptycznej znaczy więcej niż milion zdjęć czy filmików. 

Premiera od premiery może również znacząco się różnić. Większość z Was z pewnością kojarzy tego typu imprezy z uroczystym zdzieraniem szmatki z nowego modelu w akompaniamencie peanów na jego temat. Jednak to, co zaprezentował dealer BMW Sikora to inna liga podobnie jak seria 7 dla producenta z Bawarii. I ciężko tu będzie pisać o samym samochodzie, skoro miało się styczność z wydarzeniem kulturalnym najwyższych lotów.


BROWAR OBYWATELSKI

Na Śląsku jak grzyby po deszczu powstają miejsca, które wyrwane z rąk zapomnienia i postępujących zniszczeń, przeistaczają się w swoiste enklawy kulturalno-rozrywkowe. Niewątpliwie należy do nich kultowa już FABRYKA PORCELANY w Katowicach oraz aspirujący do tego miana Tichauer w Tychach. To właśnie tę nietypową lokalizację BMW Sikora wybrało na miejsce uroczystej premiery BMW serii 7 na Śląsku. 

Browar Obywatelski to idealna przestrzeń do zorganizowania wszelkiego rodzaju wydarzeń kulturalnych, kameralnych eventów, imprez okolicznościowych czy koncertów na świeżym powietrzu.

Jednym słowem miejsce idealne.

BEKSIŃSKI NA ŚLĄSKU


W jednym z budynków wspomnianego już kompleksu Tichauer mieści się galeria sztuki, w której regularnie możemy podziwiać wernisaże artystów mniej lub bardziej znanych masowemu odbiorcy. Od czerwca do września we współpracy z Muzeum Historycznym w Sanoku oraz Fundacją Beksińskiego dzieła Zdzisława Beksińskiego goszczą w Tychach. Wystawa podzielona jest na dwie cześci-klasyczną oraz multimedialną, a całość tego wydarzenia zostanie zwieńczona 24 września w katowickim Spodku w postaci prezentacji wizualno-muzycznej. Całość to niebywała gratka dla wielbicieli talentu tego wielowymiarowego artysty.



BMW Sikora, dostrzegając fakt, że fani luksusowej motoryzacji to również miłośnicy kultury wysokiej, połączył prezentację THE7 z możliwością obejrzenia dzieł Beksińskiego wszystkim swoim zaproszonym gościom.

W drodze do galerii towarzyszył odwiedzającym kolorowy szpaler eMek dumnie prezentujące nazwisko artysty na swoich karoseriach. Dla mnie M4 same w sobie są dziełami najwyższego kunsztu sztuki motoryzacyjnej, dlatego też całość prezentacji tworzyła połączenie wręcz idealne.


CHROBOTEK, POZIOMKA I OŚMIORNICA

Nie od dziś wiadomo, że imprezy tego typu nie mogą obejść się bez fine diningu. Wyszukane nazwy, nietypowe składniki i ich połączenia dają równie dużo doznań co elektryzująca premiera czy wystawa dzieł sztuki. Nie jest tajemnicą również, że część gości na tego typu imprezach najbardziej ceni właśnie cześć gastronomiczną i nie opuszcza terytorium wydawania posiłków aż do ostatniego okruszka.

W Tychach o kubki smakowe gości BMW Sikora zadbała firma GODKOWIE wraz z szefem kuchni Michałem Fabiszewskim



Zespół zaprezentował spektakularny "live cooking" na świeżym powietrzu. W sali głównej natomiast można było się raczyć wyszukanym "finger foodem" w wydaniu słodkim oraz wytrawnym. Wyśmienite fois gras, palone masło na domowym pumperniklu, jadalna ziemia czy poziomkowy skyr ze szczawiem nie tylko wyglądały obłędnie, ale równie dobrze smakowały. Apetyczne mono porcje znikały ze stołów równie szybko jak się na nich pojawiały, co może świadczyć za najlepsze świadectwo ich wyjątkowego smaku.



Zostając przy temacie gastronomii, warto również wspomnieć, że nad dobrym humorem wszystkich zebranych czuwały WINNICA SILESIAN oraz BEST WHISKY MARKET

BMW THE7

Bez względu na ilość atrakcji przygotowanych przez organizatora gwiazda wieczoru była tylko jedna, a mianowicie siódma generacja serii 7. 



Choć flagowiec BMW od momentu jego zaistnienia na motoryzacyjnym rynku w roku 1976 nigdy nie wzbudzał histerii i powszechnego zachwytu nad jego obliczem, to osobiście uważam go za najlepszą limuzynę w swojej klasie. Bez względu czy jest się kierowcą, czy pasażerem podróż w serii 7 to bezkresna przyjemność, a wiem, co piszę, bo sama mam przejechane pół miliona kilometrów moim najukochańszym z aut, czyli E38. 



G70 podobnie jak większość aut tego segmentu: Mercedes S, Audi A8, Lexus LS idzie w kierunku ultra futurystycznego designu, wielkości i absurdalnego już komfortu wewnątrz pojazdu. Patrząc na nową siódemkę, nie sposób nie zauważyć inspiracji czerpanej od droższego modelu tego samego producenta, a mianowicie Rolls-Royce'a GHOST. Ta sama majestatyczność, podobne rozwiązania we wnętrzu (choćby drzwi otwierane za pomocą guzika) czy niemal identyczna linia przednio-boczna.



46 lat istnienia tego modelu pozwoliła jego projektantom dopracować każdy jego szczegół tak, aby w 100% odpowiadał jego docelowemu odbiorcy. Siódma seria oferuje rozwiązania nigdy wcześniej niedostępne w tym modelu, jak również (o zgrozo!) napęd w 100% elektryczny. 

Fanów 3 litrowego diesla zawczasu uspokajam, jednostka będzie dalej dostępna podobnie, ale producent woli chwalić się bezemisyjnym modelem na baterię - no cóż, takie mamy czasy. 



I o ile „internety” zdążyły zrobić swoje jeżeli chodzi o visual tego flagowca BMW, a ilość tworzonych memów z jego udziałem przerosła możliwości udostępniania w strories samego Make Life Harder, to i tak wszyscy użytkownicy serii 7 mają to w głębokim poważaniu. 

Fakt jest taki, że samochód ten w lekko ponadpodstawowej konfiguracji, kosztujący ponad milion złotych z gwarancją odbioru dopiero od pierwszego kwartału 2023 jest już sprzedany w kilkunastu egzemplarzach, a to wszystko bez jazd próbnych. 

Można? Można.


PS.
 
Białe, wytrawne Cuvée z winnicy Silesian było wprost obłędne - koniecznie musicie spróbować!
Copyright © Fancy Life Lover