DR.PHAMOR czyli koreańskich kosmetyków czar!


Szaleństwo na kosmetyki koreańskie na polskim rynku, trwa nieprzerwanie od kilku lat. Wszystko to, za sprawą Azjatek, które grawitacja od pokoleń omija szerokim łukiem. Dlaczego się tak dzieje? Czy sekret rzeczywiście tkwi w samych kosmetykach? Na czym właściwie polega koreańska pielęgnacja?


Każda z nas niejednokrotnie natknęła się na Instagramie na zdjęcie uśmiechniętej buzi z Dalekiego Wschodu, która nie wykazuje żadnych oznak starzenia. I zaznaczam, że nie są to zdjęcia nastolatek, nie są one obrobione w Photoshopie, jak również nie ukazują oblicza stałych klientek zaawansowanej medycyny estetycznej. 

Dlaczego Koreanki, Japonki czy mieszkanki Tajwanu w wieku czterdziestu kilku lat wyglądają na dwadzieścia i skąd ta niesprawiedliwość genowa?



Aby zrozumieć skąd te różnice między wyglądem Azjatek a Europejek się biorą, należy nieco zgłębić wiedzę na temat m.in "koreańskiej" pielęgnacji. Niby nie różni się bardzo od naszej ojczystej, jednak dokładność i regularność w dokonywaniu pewnych zabiegów na twarzy ma ogromne znaczenie i znajduje odzwierciedlenie w naszym wyglądzie.

KOREAŃSKA PIELĘGNACJA


1. DEMAKIJAŻ -  składający się z kilku etapów, bazujący na olejkach myjących oraz delikatnych produktach na bazie wody: pianki, żele, płyny micelarne.

2. TONIKI & HYDROLATY - oczyszczoną twarz zawsze przemyć tonikiem lub hydrolatem odpowiednim dla naszej cery. 

3. NAWILŻENIE - jest kluczowym elementem i nie opiera się wyłącznie na kremie. 

-  ESENCJE - w Polsce jeszcze ciągle mało popularne, to połączenie olejków z  intensywnie nawilżającymi filtratami i/lub wyciągami roślinnymi;

SERUM - regularnie nakładane na esencje podbija jej efekt nawilżający, dostarcza skórze dodatkowych substancji odżywczych, działa przeciwzmarszczkowo

EMULSJE - lżejsza formuła dla mniej wymagającej cery.

4. OCZY - RZĘSY - BRWI - rządzą się swoimi prawami. Często zapominamy o dokładnym oczyszczeniu rzęs i brwi z resztek tuszu i cieni. Szarpiemy i naciągamy delikatną skórę wokół oczu. Zbyt mocno wcieramy krem pod oczy. Nie stosujemy olejku rycynowego do pielęgnacji rzęs i brwi. Nie nawilżamy skóry płatkami hydrożelowymi.

5. PEELING - stosowany 1-2 razy w tygodniu pozwala utrzymać skórę w doskonałym stanie i to bez zaskórników. Oczyszcza pory. Doskonale przygotowuje skórę do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych.

6. MASECZKI - od kliku lat podbijają nasze serca. Maseczki w płachcie bo o nich mowa to niezastąpiony produkt w każdej kosmetyczce. Występują w różnych wersjach, droższe i tańsze, z lepszym i gorszym składem. Można je kupić w dyskontach spożywczych, drogeriach oraz sklepach internetowych.

7. KREMY Z FILTREM - wydaje mi się, że tutaj tkwi największy problem, w przeciwieństwie do Azjatek lubimy się opalać i lubimy look: "prosto z wakacji". Często zapominany o tym, że kremu z filtrem, najlepiej BB/CC powinno się używać praktycznie przez cały rok, a nie tylko latem jak świeci słońce.
 

A teraz z ręką na sercu przyznać się, kto jest na tyle rzetelny i wykonuje te wszystkie zabiegi regularnie i z pełną starannością?
Ja niestety nie mam cierpliwości aby wieczorową porą spędzać w łazience kilkadziesiąt minut na mizianiu twarzy. Lubię szybkie i proste rozwiązania w demakijażu i pielęgnacji cery. Dlatego od lat używam rękawiczki do demakijażu marki Glov zamiennie z gąbeczką Konjac.
Na noc zawsze stosuję olejek - najczęściej z opuncji figowej. Raz lub dwa razy w tygodniu peeling z korundu, który uwielbiam. Bezpośrednio po nim - nawilżająca maseczka, najlepiej w płachcie z całą masą odżywczych składników.

Codziennie rano staram się też chociaż na kilka minut nakładać płatki hydrożelowe pod oczy, które zawsze mam w lodówce. Zero roboty, a efekt świetny.




Pozostaje jeszcze kwestia kremu na dzień.

I tutaj pojawia się ona. Dzięki akcji marketingowej "Test Me, rewiew Me" organizowanej przez sklep z koreańskimi kosmetykami shibushi.pl oraz markę Dr.Phamor, otrzymałam do przetestowania emulsję przeciwzmarszczkową - tak mój pesel już z automatu nominuje mnie do tej kategorii produktów.

Ale do rzeczy. 

Emulsja do twarzy z serii Syn-AKE - o opatentowanej formule, która składem przypomina jad węża w swoim składzie zawiera również kolagen, kwas hialuronowy, olej z cyprysika tępołuskowego tzw. Hinoki (w Japonii drzewo to uważane jest za święte) oraz ekstrakt z miodu. W składzie nie znajdziemy silnych silnych alergenów oraz konserwantów w postaci parabenów więc za to duży plus.




Konsystencja emulsji jest bardzo lekka, szybko się wchłania i nie pozostawia tłustego filmu. Efekt nawilżenia czujemy już od pierwszej chwili po aplikacji. Doskonale miesza się z podkładem tworząc lekki krem BB. Stosuję go również na szyję gdyż u mnie to chyba najbardziej problematyczny obszar. Już po kilku aplikacjach skóra stała się lepiej nawilżona. Zobaczę jaki będzie efekt przy dłuższym i regularnym stosowaniu.

Zapach emulsji jest dość intensywny ale przyjemny i utrzymuje się na skórze przez dłuższy czas. Jeżeli ktoś nie lubi zapachowych kosmetyków bądź ma alergie - musi rozważyć jej stosowanie.



Niewątpliwie dodatkowym atutem tego produktu jest jego opakowanie, które samo w sobie wygląda jak "milion dolarów" i świetnie wygląda na półce w łazience. (Już słyszę w tle głosy, które rzeczą, że nie wygląd ma znaczenie ale jego zawartość.) Jednak ja osobiście uważam, że jedno nie wyklucza drugiego, a tym przypadku mogę śmiało stwierdzić, że mamy produkt 2w1.

Kosmetyk prezentuje się pięknie i niczym nie ustępuje produktom marek luksusowych, chociażby takich jak La Prairie gdzie za samo opakowanie płacimy z 1000 złotych.

Dla mnie osobiście to pierwsze bliższe spotkanie z koreańskimi kosmetykami. Jednak przeglądając bogatą ofertę shibushi.pl już wiem, że to dopiero początek tej pielęgnacyjnej przygody.

Cena: 199zł

Komentarze

Prześlij komentarz

Copyright © Fancy Life Lover