Planowana perfekcja czyli MINIMALIFE!


Nie wiem jak Wy, ale ja już regularnie w okolicach grania Last Christmas w każdym sklepie, dostaje fioła na punkcie kalendarzy, plannerów i innych papierowych wynalazków do zarządzania czasem na nadchodzący nowy rok. Kolorowe karteczki, długopisiki, mazaczki, naklejeczki. Nabywam absolutnie wszystko aby rozpocząć kolejny Anno Domini w perfekcyjnie rozplanowanym bullet journalu.

Tak, macie słuszność w domyśle, nie dotyczy to aktualnego zawirusowanego 2020 roku, nikt go takiego nie przewidział, nawet ten, co zeżarł tego cholernego nietoperza. 

Jednak do rzeczy.

Przez pierwsze kilka tygodni mój kalendarz wygląda jak wzór kaligrafii wprost z samego Sevres, którego ksero każdy pierwszoklasista w tym kraju powinien mieć w tytce zamiast cukierów.

Zima mi jakoś w tej pięknej estetyce mija mi bez trudu, a i część wiosny również. Jednak wraz ze wzrostem temperatur, mój entuzjazm zaczyna z mała opadać, aby w okolicach września, wydarzenia z tego okresu notować w czerwcu, bo szkoda tylu pustych kartek marnować. Finał roku jest taki, że pięknych kolorowych wpisów już nie ma, a ja już nerwowo rozglądam się za absolutnie fantastycznym nowym modelem kalendarza na rok następny, z kolejną rocznicą (a było już ich chyba ze dwadzieścia pięć) w tle, w której to obiecuję sobie, że wytrwam w jego idealnym prowadzeniu po samiuśkiego Sylwestra.

Well. Jeszcze nigdy się nie udało. 

Podobnie było w tym roku. Entuzjazm był i owszem, nawet ogromny jak zawsze w styczniu porównywalny do tego z siłowni i łykania Desmoxanu w tym okresie. Ale jakoś tak niespodziewanie w połowie marca opadł, nie pisząc dosadniej, co tak naprawdę zrobił i co się z nim stało. 

Jak wszyscy wiemy z Wiadomości, zakup kalendarza czy też plannera na ten rok można porównać jedynie z zakupem biletów na finał Ligii Mistrzów z nadzieją, że nasi zagrają z Realem, czyli jakby trochę nazbyt pochopne. 

No ale kto mógł przewidzieć, skoro nawet Jackowski i wróż Maciej solidarnie milczeli.

Narodowe zniewolenie sprawiło jednak, że zaczęłam rozpisywać nowy projekt, a jak wiadomo nowych projektów nie wolno zapisywać w starych kalendarzach, więc zaczęłam się rozglądać za czymś na miarę nowego pomysłu, czyli absolutnie rewolucyjnym i wyjątkowym. Z tą różnicą, że nauczona błędami przeszłości, postanowiłam przechytrzyć los i kupić planner niedatowany. 

Trochę czasu mi to zajęło ale go znalazłam i nie byłabym sobą aby nie przepytać Natalii Bolewicz, skąd pomysł na stworzenie właśnie takiej marki.

Poznajcie ją i jej rewelacyjne plannery czyli MINIMALIFE.

MK: Jaka jest geneza powstania MINIMALIFE?

NB: Ooo tutaj mogłabym książkę napisać, ale pomysł narodził się już bardzo dawno temu, tylko brakowało mi odwagi. Od lat zbierałam różne notesy, plannery, kalendarze, pisadła, dodatki papiernicze i marzyłam o tym, aby zrobić coś swojego. Jednak praca na etacie zapewniała mi bezpieczeństwo i spokój, którego potrzebowałam. Jednak z czasem myśl o wyprodukowaniu plannera zaczęła kiełkować i postanowiłam stworzyć swój pierwszy produkt. Dalej nastąpiło ograniczenie etatu, a następnie zrezygnowanie z pracy na rzecz swojej działalności. Głównym motorem do zmian była chęć utworzenia sobie elastycznego stanowiska pracy które pozwoli mi zachować równowagę pomiędzy życiem zawodowym a prywatnym i tak narodziła się nazwa, czyli MINIMALIFE. To nie minimalizm, ale właśnie prowadzenie życia zgodnie ze swoimi wartościami i etycznym podejściem do biznesu. 

MK: Do kogo skierowany jest produkt? 

NB: Swoje produkty głównie kieruję do kobiet. Zdarzają się mężczyźni planujący w plannerach MINIMALIFE, jednak moim punktem dotarcia są kobiety, które szukają produktów estetycznych, wysokiej jakości. Produktów, które swoim wyglądem będą zachęcały do zapisywania marzeń, projektów, do monitorowania postępów itp. Docieram do kobiet, które cenią sobie jakość i polskie marki - we wszystkie produkty wkładam serce i staram się, aby każda kolejna osłona była lepsza od poprzedniej. Grupa docelowa to także kobiety dla których ważna jest organizacja czasu, które musza godzić życie prywatne z zawodowym i potrzebują do tego odpowiednich narzędzi, aby ogarnąć rzeczywistość. Kieruje się również do osób, które chcą dopiero zacząć swoją przygodę z planowaniem - szukają kreatywnych rozwiązań na zarządzanie czasem np. pragną prowadzić bullet journal, czy po prostu, jak ja, kochają wysokiej jakości papier.

MK: Skąd czerpie Pani pomysły i inspiracje?

NB: Tutaj można powiedzieć krótko - ze świata, z tego co mnie otacza. Mam taką intuicję do kolorów, wzorów i jestem ogromnie szczęśliwa kiedy trafiam w gusta innych kobiet. Plannery powstają najpierw w mojej głowie, później pomysł nabiera kształtów i finalnie jest przedkładany na konkretną grafikę. Świat jest pełen wspaniałych kolorów, faktur, wzorów, które mogą utworzyć za każdym razem coś innego. Bardzo inspiruję mnie przyroda, kiedy uciekam od zgiełku codzienności pojawiają się najlepsze pomysły.

MK: Jak wygląda rozwój firmy i kto w niej pracuje?

NB: MINIMALIFE to dwa obszary działalności. Z jednej strony produkcje na zlecenia dla innych firm - produkuję gadżety wspierające sprzedaż, a z drugiej strony to moje osobiste produkcje w postaci plannerów, kalendarzy, notesów bullet plannerów, naklejek do planowania itp., które trafiają do sklepu MINIMALIFE. Firma stale rozrasta się pod kątem sprzedaży. Początkowo nie wierzyłam, że aż tyle kobiet będzie chciało planować w MINIMALIFE, a teraz grono powracających klientek stale się rozrasta. MINIMALIFE to głównie ja oraz osoby, z którymi współpracuję. Wielkie podziękowania należą się Agnieszce Kumańskiej - mojej graficzce, bez której wiele pomysłów nie byłoby możliwych do zrealizowania. Aga potrafi w cudowny sposób wchodzić do mojej głowy i wyciągać z niej pomysły, które wspólnie realizujemy. Planuję poszerzanie współpracy, jednak jest to ogromnie trudne na początku działalności, kiedy wydaję się, że wolę być osobiście odpowiedzialna za wszystko. Nieuchronnie zbliża się jednak przeniesienie całej logistyki na magazyn zewnętrzny, aby ułatwić sobie życie i nadal zachować MINIMALIFE jako wartość, która mi przyświeca. 

MK: Jakie są plany promocji marki?

NB: Nie wybiegam tutaj za daleko, ponieważ planuje max na najbliższy rok. Dalsza perspektywa jest zależna od mnóstwa innych czynników, więc wolę nie wybiegać tak mocno w przyszłość. Na tym etapie świetną niszą na rynku okazuję się dla mnie tworzenie autorskich kolekcji z cudownymi kobietami. Kolekcja MINIMALIFE x Radzka, to niewątpliwie świetny projekt, a także pomysł na promocję marki. Nie wykluczam, że pojawią się kolejne podobne współprace, które pozwolą wzmocnić wizerunek MINIMALIFE na rynku. 

MK: Jak wygląda ekspansja zagraniczna?

NB: Mam sporo klientek zagranicznych, jednak koronawirus sporo namieszał w zagranicznych wysyłkach. W tej chwili niestety każdą taką wysyłkę trzeba osobno sprawdzić, wycenić itp, co utrudnia poszerzenie rynku zagranicznego. Nie planuję większej dystrybucji produktów na rynki zagraniczne, ale zobaczymy co czas przyniesie.

Komentarze

Copyright © Fancy Life Lover