KOBIDO czyli lifting bez skalpela?

     

Z jazdą samochodem jest tak, że jak już ktoś raz rozpędzi się do 200 km/h, to potem zwalniając do setki, ma wrażenie, że stoi w miejscu. Obserwując wiele współczesnych kobiet, odnoszę wrażenie, że z zabiegami medycyny estetycznej jest bardzo podobnie. Jak już zaczniesz gmerać przy swojej twarzy, to ciężko Ci przestać.

A jak dobrze wiemy ścieżka do perfekcyjnego “look’u” bywa kręta, wyboista i często prowadzi donikąd.

Z reguły zaczyna się niewinnie. Kwasy, mezoterapia bezigłowa, igłowa, osocze i lasery. Dla urody permanentne “brefki” z szablonu, rzęski z norki oraz usta tak tylko lekko nawilżone i to nic, że już mocno poza obrysem. Kolejny krok to ostrzykiwanie jadem kiełbasianym. W konsekwencji jakieś 10 tysięcy mniej w portfelu. Jednak cel uświęca środki, bo to jest współczesny kanon piękna. Wszystkie tak mają, (no może prawie) to chcę i ja! Nieważne, że mam 20 lat i świetnie wyglądam bez tego wszystkiego. Taka presja środowiska i mediów. Naturalne jest "nieestetyczne" jakby powiedziała "Bożenka z Klanu".



Ja również mam z botoksem swoją osobistą przygodę. Kilka lat temu zainspirowania koleżankami również postanowiłam iść drogą po piękniejsze ja. Pierwszym zabiegiem miał być właśnie jad kiełbasiany wstrzykiwany w czoło. Poszłyśmy gromadnie to "prestiżowego" gabinetu w Katowicach - każda po swoją dawkę piękna. Niestety po dwóch tygodniach okazało się, że tylko u mnie nic się nie wydarzyło. Ani jedna zmarszczka się na rozprostowała, a wszystkie inne poszły zgodnie za jej przykładem. Zdziwiony pan doktor po długim wywodzie merytorycznym skwitował to ot tymi słowy:


„Wie Pani są takie pacjentki - żmije, które swój jad genetyczny mają silniejszy niż ten wstrzykiwany i wtedy to, to nie działa. Rzadko się zdarza, ale jednak występuje”

Szczerze? Nie zdziwiło mnie to za bardzo. Po pierwsze, bo botoks faktycznie nie trzymał, a po drugie doktor trafił z tym porównaniem mojej osoby w dziesiątkę. Śmiechom nie było końca, ale tysiaka za zabieg nie oddał.


I tym sposobem mój romans z zabiegami medycyny estetycznej został definitywnie zakończony.

No bo i po co? A dwa, podejście "luksusowej" kliniki do fuszery również mocno odstawało od moich oczekiwań jako pacjentki.


Jednak nie każda z nas umie powiedzieć pas. Jeżeli kosmetologia staje się niewystarczająca przechodzi się na “level master” czyli chirurgię plastyczną. Efekt końcowy tego poziomu? Celebrycko-aktorskie profile jasno obrazują, że może być różnie - oj bardzo różnie. Bo albo będziemy wyglądać jak Kris Jenner, albo Joselyn Wildenstein. Wszystko to kwestia gustu, budżetu, lekarza i indywidualnych cech naszego organizmu albo … zwykłego przypadku.




Oczywiste jest, że żadna z pań z tych znanych jak i nieznanych oficjalnie i otwarcie do zabiegów upiększających się nie przyznają. Wyjątkiem są influencerki, które w barterze relacjonują te wszystkie kosmetyczne rewelacje na swoich social mediach. Darmowy zabieg w zamian za "story" równa się zerowa wiarygodność, bo jak tu skrytykować post sponsorowany?


Cała reszta zauważalne zmiany w swoim wyglądzie zawdzięcza przede wszystkim: genom, wierze, zdrowej diecie i fazom księżyca. 


Jednak ostatnimi czasy, wśród celebrytek bardzo modne stało się wskazywanie na masaż o tajemniczej nazwie KOBIDO jako autentyczną i jedyną zasługę ich pięknego wyglądu.

Kobido, ale co chodzi?


Kobido podobnie jak wszystkie inne skuteczne metody w walce o dobrze wyglądającą skórę, pochodzi z Azji. Osobiście nic tak bardzo do mnie nie przemawia jak zdjęcia Koreanek czy Japonek, które po skończeniu 30 lat wpadają w wiek precyzyjnie nieokreślony i mają tak aż do późnej starości. Wszystko to dzięki wieloetapowej pielęgnacji oraz konsekwencji w jej stosowaniu. Uzupełnieniem dobrze dobranych kosmetyków są również masaże twarzy np. japoński albo #kobido właśnie. Ten ostatni nazywany jest również “naturalnym liftingiem twarzy”. Polega na intensywnym masowaniu tkanek głębokich mięśni twarzy, szyi i dekoltu na sucho, czyli bez olejku czy ampułki. 


Zabieg podzielony jest na cztery etapy: relaksacja, drenaż, lifting oraz akupresura. 


YENNEFER MEDICAL SPA


Z racji tego, że raz na jakiś czas daję się ponieść instagramowym rewelacjom zaryzykować. Na miejsce tego eksperymentu wybrałam salon SPA, który od dłuższego czasu mijałam, pędząc do Lidla na “promki” okolicznościowe. Pozytywne opinie, przejrzysta strona internetowa z cennikiem oraz możliwość rezerwacji wizyty on-line przekonały mnie właśnie do wyboru Yennefer Medical SPA.


Jednak jak wiadomo to nie strona internetowa, a ludzie finalnie decydują o tym czy miejsce, do którego się udajemy, spełni nasze oczekiwania. W przypadku Yennefer była to pełna zgodność. Od uśmiechniętej recepcjonistki, profesjonalnego zabiegu po przemiłą właścicielkę.


Bardzo lubię takie miejsca.


ZABIEG?


To czysta przyjemność. Pomimo tego, że masaż jest dosyć intensywny, jest całkowicie bezbolesny. Skupia się na newralgicznych punktach na twarzy: okolice oczu i ust, podbródka oraz szyi. Całość trwa około godziny w tym ostatnie 15 minut to maska nawilżająca w płachcie, której zadaniem jest ukojenie po skóry po zabiegu.


Z pewnością interesuje Was skuteczność Kobido.


Jak w przypadku każdego nieinwazyjnego zabiegu liczy się przede wszystkim regularność i konsekwencja. Minimalna seria, jaką należy zastosować to 6 zabiegów w tygodniowych odstępach. Jednakże już po pierwszym masażu wyraźnie odczuwamy, że nasza skóra jest dużej lepiej ukrwiona i napięta, a dzięki masce intensywnie nawilżona. Po 3-4 pełnych zabiegach wyraźnie widać poprawę jędrności skóry, znikają drobne zmarszczki oraz linie mimiczne. U mnie wyraźnie poprawił się owal twarzy, więc osobiście uważam, że warto.


Tym samym wprowadziłam ten zabieg jako stały element w pielęgnacji swojej twarzy kosztem "cudownych" kremów z kawiorem, śluzem ślimaka oraz wyciągu z rogu jednorożca, które umówmy się, działają bardziej na wyobraźnię i portfel niż na którykolwiek z objawów grawitacji.


W rankingu #hitczyhit stawiam na HIT!






Komentarze

  1. Zdecydowanie skorzystałabym z każdej formy masażu dla poprawy zdrowia, samopoczucia, a także wyglądu. Dobrze Cię rozumiem, że się na niego zdecydowałaś. Dziękuję za polecenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przepadam za masażem twarzy, z reguły bardziej mnie drażni niż relaksuje, choć rzeczywiście widać po nim efekty. Ale gdyby mi tak zliftingowali całe ciało, ooo! To byłoby coś <3 A tekst ze żmiją zabawny, choć w tych okolicznościach chyba bym się wkurzyła, zamiast śmiać...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Copyright © Fancy Life Lover